Kilka miesięcy temu Sieć obiegły filmiki przedstawiające urządzenie LeapMotion czyli ultra-dokładnego następcę Kinecta na sterydach (za jedyne 70 USD).

The video cannot be shown at the moment. Please try again later.

Choć dla konsumentów urządzenie ma być dostępne od lutego przyszłego roku, to już dziś przy pewnej dozie szczęścia można otrzymać development kit. Od kilku dni firma rozsyła w partiach Leapy do ponad 26000 deweloperów z całego świata, którzy do dziś zgłosili się po zestawy.

Jeśli urządzenie spełni pokładane w nim nadzieje, to sądzę, że za dwa lata wszystkie nowe laptopy będą miały Leap’a wmontowanego domyślnie obok touchpada.

Trudno mi sobie wyobrazić jak to wpłynie na cyfrową fabrykację, ale jestem pewien, że już niedługo zobaczymy Leap’a w zestawieniu np. z drukarkami 3d.

 

Wśród wielu zastosowań druku 3d na pierwszy plan wysuwają się te, gdzie trzeba stworzyć pojedyncze obiekty lub bardzo krótkie serie dostosowane do konkretnej potrzby/sytuacji. Pięknym przykładem jest drukowany szkielet dla niepełnosprawnej dziewczynki:

The video cannot be shown at the moment. Please try again later.

(dzięki za linka Tomek!)

Dla mnie, poza fajnymi emocjami, to wideo pokazuje problematyczność zastosowania druku 3d w codziennym życiu. Na filmie widać jak wyoko opłacany specjalista (a zapewne kilku) spędza tygodnie na zaprojektowaniu jednego urządzenia. I choć sam druk zapewne nie kosztuje dużo, to wysiłek zaprojektowania użytecznego obiektu jest bardzo kosztowny.

To jedno podejście do tematu – tworzenie rzeczy na indywidualne zamówienia. Jak wie każdy, kto tego próbował, jest to na tyle trudne, że przeciętny Kowalski nie będzie chciał się nauczyć projektrować 3d, żeby coś sobie wydrukować.

Z drugiej strony mamy Thingiverse czy Shapeways, gdzie są gotowe produkty. Wybieramy z listy, wybieramy materiał i drukujemy, względnie płacimy i drukują dla nas. Pod względem projektowania bułka z masłem, ale jesteśmy jednocześnie ograniczeni do tego co stworzyli inni.

Myślę jednak, że jednym z kluczy do upowszechnienia druku 3d i użycia jego siły, jest to co znajduje się pomiędzy opisanymi wyżej skrajnościami: szybkie dostosowywanie istniejących projektów do konkretnego klienta/potrzeby. Choćby poprzez automatyzację projektowania lub stworzenie do tego na tyle prostych narzędzi, żeby ów Kowalski potrafił to zrobić sam. Przykłady już są. Można przez sieć dostosowywać sobie świeczniki, lalki, bransolety czy inne rzeczy.

Idac krok dalej i trochę  bujając w obłokach i można pomyśleć o podobnych rozwiązaniach dla zastawy stołowej, mebli, lamp czy innych powszechnie kupowanych i uważanych za “dizajnerskie” obiektów. Można też wyobrazić sobie automatyczne tworznie obiektów po przeskanowaniu w 3d osoby/wnętrza.

Sądzę, że dopiero takie wyeliminowanie trudności projektowania przyczyni się do przyniesienia druku 3d pod strzechy.

 

Sezon ogórkowy mamy w pełni. Ten czas można przeleżeć na plaży, albo… remontować mieszkanie. Wybierając tą drugą opcję użyłem ostatnio drukarki i skanera 3d, aby wspomóc wykończenie wnętrz. Oto mała foto-relacja.

Jedna ze ścian w mieszkaniu wyglądała bardzo pusto – szczególnie z kablem do kinkietu na środku.  Jednocześnie w okolicy znalazła się intrygująca dalekowschodnia maska.

Już od kilku tygodni miałem pomysł, żeby połączyć jedno z drugim, a teraz w wakacje znalazł się po temu czas. Maska ma wgłębienie w tylnej części – w sam raz, żeby coś tam zmieścić.

Zaprojektowałem w kilka chwil uchwyt do maski w Google Trimble SketchUp. Cylindryczny kształ uchwytu nie pasuje do maski. Ale od czego mamy technikę XXI wieku?

Zeskanowałem maskę używając popularnego zestawu DAVID Laserscanner. Czytaj dalej »

 

Skanowanie 3d staje się coraz popularniejsze. Jednak mimo rozwoju software przeskanowany obiekt wciąż wymaga sporo pracy zanim będzie można go wydrukować. Tutaj jest świetny tutorial na temat tego jak poradzić sobie z typowymi problemami w wirtualnym obiekcie powstałym przy skanowaniu.

Zadziwia to jak wielu narzędzi (na szczęście darmowych) trzeba użyć żeby osiągnąć dobre rezultaty. To tylko oznacza, że wciąż nie ma trójwymiarowego odpowiednika wszechmocnego Photoshopa (czy może raczej Gimpa).

 

Po pierwszym artykule z tego cyklu traktującym o Google Sketchup czas na Blendera.

Blender jest jak… Indie. Jest wielki i wspaniały, kolorowy i pełen możliwości. Można w nim zrobić wszystko. Tylko że… niektórzy uciekają z Indii po 3 dniach pobytu przeładowani nadmiarem wrażeń i z mocnym postanowieniem, że nigdy nie wrócą do tego kraju. Podobnie jest z Blenderem – ma ocean możliwości, ale także barokowy, skomplikowany interfejs, który wymaga długiego oswajania się. Kiedyś przy dyskusji na temat Blendera ktoś stwierdził: “ten program nie ma typowej krzywej nauki, on w kwestii nauki ma pionową ścianę” i to chyba dobrze oddaje sprawę. Ale jeśli przebrnąć przez początkowe frustracje, to można się zakochać w możliwości tworzenia w tym programie praktycznie dowolnych kształtów… zupełnie tak jak w Indiach :-)

Blender to najbardziej popularny obecnie open-sourceowy edytor 3d. Jest rozwijany od ponad 10 lat i dorobił się armii użytkowników liczonej w milionach. Blender jest powszechnie używany do tworzenia animacji i wysokiej klasy renderingów. Ale okazuje się, że i dla drukarza 3d może on być idealnym narzędziem pracy. Blender pracuje przede wszystkim na siatkach wielokątów (zarówno trójkątów jak i czworokątów, by zadowolić zwolenników obu koncepcji). I to właśnie jego funkcje obróbki siatek nadają się świetnie do pracy przy drukowalnych modelach 3d. Dlatego, aby przerobić jakiegoś ściągniętego z Thingiverse STLa, sięgam często właśnie po ten program. Czytaj dalej »

© 2011 Suffusion theme by Sayontan Sinha